środa, 10 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) od Diany

Bitwa rozpoczęta. Zwiadowcy wyruszyli, a ja czekam w zamku aż kogoś porwą. Nie czekaliśmy dłużej niż godzinę zanim powrócili ze złymi wiadomościami. Ponoć znaleźli karteczkę, której treści wynikało , że pozostałe drużyny zmówiły się przeciwko nam. Tyle mi wystarczyło, żeby ruszyć swój tyłek z miejsca (bardzo ciepłego miejsca) i sprowadzić posiłki. Eh.. może uda mi się kogoś zachęcić do wzięcia udziału w zabawie, żeby obrywał śnieżkami za mnie... Wtedy wpadła na mnie śnieżnobiała wilczyca. Otrząsnęłam się z szoku i warknęłam szczerząc moje trzy piękne kły. Kiedyś była cała czwórka, ale złamałam sobie jednego na aniele.
- Kim jesteś?!
- Spoko, to ja Margo. Pewnie trochę mnie nie poznajesz, ale to ja. Wiesz może coś o tej bitwie?
Spojrzałam na nią zszokowana. Margo? No niby gadała tak jak ona, ale jakaś taka za biała była na Margo...
- Szukałam kogoś, kto dołączyłby do naszej drużyny. Super że tak nagle się zjawiłaś, można powiedzieć, że z nieba mi spadasz, tylko szkoda, że na mnie i w jakimś nowym wcieleniu. Zaczekaj tu, zapytam czy możesz dołączyć. - powiedziałam i pobiegłam do fortecy.
Już od progu zauważyłam Nemezis dyskutującą z Rapix. Pewnie ustalały plan działania. Wpadłam na wadery i zapytałam, czy Margo może dołączyć. Zgodziły się i wyjaśniły mi plan. Może jak szybko pobiegnę po Margo, to nic mnie nie ominie...
- Mamy problem. - powiedziałam, gdy tylko zobaczyłam wilczycę.
- Jaki?
Margo była widocznie zaniepokojona.
- Właśnie cię przyjęli i teraz będę musiała całymi godzinami słuchać twojego paplania.
Wadera zaśmiała się i pacnęła mnie łapą w pysk.
-Weź mnie nie strasz! - krzyknęła, a ja dawnym zwyczajem przygwoździłam ją do ziemi.
- Ej! To, że cię nawet lubię, nie znaczy, że możesz sobie pozwalać - powiedziałam stanowczo, a potem się roześmiałyśmy. Zachowywałyśmy się jakbyśmy znały się od wieków. Kto wie, tyle wilków spotkałam w swoim życiu, a ona tak często zmieniała swój wygląd, że bardzo możliwe, że się znamy.
- Chodź, bo spóźnimy się na najlepsze.
No i niestety się spóźniłyśmy. Kiedy przyszłyśmy było już po wszystkim. Po minie Nemezis uznałam, ze atak był udany. Wtedy przez oczami przeleciała mi biała plama, która następnie wylądowała na twarzy Nemezis. Widok był zabawny, ale nie mogłam się teraz tym zajmować. Odwróciłam się w stronę z której nadleciała i zobaczyłam tam pierwszą drużynę. Następna śnieżka poleciała w moją stronę. Niestety nie zdołałam jej uniknąć.
- Który to?! - wstrząsnęłam, a Margo skinęła głową na Seneko.
Za chwilę w jego stronę poszybowała moja śnieżka. Trawiłam go w brzuch i dobrze niech ma za swoje. Przeciwnicy wycofali się uciekając w podziemia. Nasze alfy podzieliły nas na grupy i ruszyliśmy w pościg. Nalepiliśmy śnieżek i zeszliśmy do podziemi. Razem z Nemezis mieliśmy zapędzić ich w pułapkę przygotowaną przez Rapix. Udało się. Posypały się pociski, nie mieli szans. Ostatecznie Nemezis wykończyła siostrę osobiście dając jej w twarz. Ta scena była przezabawna. Widać było rozbawiła także Margo.
- Widziałaś tą jej minę?- zapytałam dławiąc się śmiechem.
- No! To było komiczne!- powiedziała i zaczęła odgrywać Atenę. Próbując powstrzymać śmiech dołączyłam do scenki jako Nemezis. Rozbawiliśmy tym całą grupę także i alfy. W dobrym nastroju wróciliśmy do jednej z bocznych twierdz.
Zaplanowaliśmy kolejny atak, tym razem na trzecią drużynę. Okryto nas niewidzialnością i ruszyliśmy na wroga. Ja trzymałam się raczej z tyłu, tak na wszelki wypadek... Nie chciałam znowu oberwać, a poza tym jestem przecież ratownikiem. Przeciwnik nieźle dostał, ale my także ponieśliśmy drobne straty. Wróciliśmy do bezpiecznej twierdzy i rozpaliliśmy ognisko. Wiele wilków zasnęło wyczerpanych dzisiejszymi wrażeniami. Jednak ja usiadłam i długo wpatrywałam się w księżyc. W pewnej chwili zjawił się Arastus zupełnie jakby czytał mi w myślach. Bez słowa położył się koło mnie kładąc mi głowę na kolanach. Dalej patrząc się na księżyc głaskałam szyję mojego towarzysza. Fajnie jest mieć przyjaciela. W końcu zmęczenie wzięło górę. Położyłam się obok konia, a ten przykrył mnie skrzydłami. Było mi tak przyjemnie ciepło, miękko i puchato. Wreszcie niespostrzeżenie wpadłam w objęcia Morfeusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz