poniedziałek, 8 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) od Diany

Wolałabym nie wspominać o tym co stało się w lesie. Jedyne godne zapamiętania było to, ze wydarłam się na Kondrakara, a ten cofnął się z podkulonym ogonem. Ale chyba nie zamierza odpuścić. Kiedy skierowałam się w stronę jaskini, on poszedł za mną, jednak w znacznym odstępie. Ciekawa jestem tylko, kiedy się odważy następnym razem do mnie odezwać. Byliśmy już całkiem blisko, kiedy wyskoczył przed nas zdyszany Wanney i zaczął się drzeć. Czyli jednak zna jakieś słowa poza ‘co’. Kazał mi pobiec po medyka, a sam z Kondrem miał przetransportować ranną Margo. Pobiegłam do jaskini i powiadomiłam medyka o tym co miał zrobić i czekaliśmy na pacjentkę. Kiedy przynieśli Margo z rozszarpanym brzuchem coś mnie tknęło, ale nie bardzo. Poczekałam aż się obudzi i poszłam się przespacerować. Mówiła coś o pegazie… wiedziałam, że nie są bezpieczne! No cóż, nie mogę pozwolić, żeby to coś pałętało się po moich terenach. I wtedy go ujrzałam
                  http://republika.pl/blog_qd_4263608/6026756/tr/siede7.jpg
Był przepiękny, a jak tylko mnie zobaczył od razu rzucił się na mnie. Wiedziałam, że nie będzie lekko. Był spory kawałek ode mnie, więc przybrałam ludzką postać i trochę idiotycznie to zabrzmi, ale odplątałam najdłuższą wstążkę z włosów by go złapać. Taaaak… Bo nie ma to jak rzucać się pod kopyta wściekłemu pegazowi ze wstążką w ręku… Kiedy był już odpowiednio blisko rzuciłam mu się na grzbiet i zaplątałam wstążkę wokół szyi, tak by móc swobodnie go prowadzić. Zszokowane zwierzę trochę jeszcze się rzucało i strzelało barany, ale wkrótce się uspokoił.
- Grzeczny konik – powiedziałam i poklepałam go po szyi.
Zeskoczyłam z niego i obrałam drogę powrotną do jaskini ciągnąc za sobą zdobycz. Skrzydlaty koń wiercił się i wspinał pragnąc się uwolnić. Jednak nie odpuszczałam i po niedługim czasie dotarliśmy do celu. Przed jaskinią siedziała Nemezis, więc od razu jej się zapytałam:
- Hej Nemezis, wiesz co mogę z tym zrobić? Włóczyło się tutaj i chciało mnie zabić, więc to złapałam
Alfa obrzuciła pegaza obojętnym spojrzeniem.
-Zaprowadź do Ateny, ona ma przecież tą swoją ‘Hodowlę Pegazów’.
‘Eh.. mogłaby się postarać i sama go zaprowadzić, a nie miotać mnie po całym IV. W końcu jest alfą, niech się trochę o nas troszczy’ Pomyślałam i zrobiłam jak kazała. Ruszyłam na tereny watahy światła. Brrr.. Światła… Na szczęście nie musiałam długo szukać Ateny siedziała w tej swojej stajni. Mimo wyraźnego niezadowolenia postanowiłam się uśmiechnąć i zagadać wesoło wskazując na pegaza:
- Hej, znalazłam go w lesie i odesłali mnie z nim do ciebie.
- Piękny jest, pewna jesteś, że chcesz go oddać?
- Bardzo pewna, raczej za nimi nie przepadam…
- Za pegazami? Dziwne są przecież piękne i przyjacielskie
- Tsaaa..Szczególnie ten tutaj obok.
- Co, narowisty? Będziecie do siebie pasować... A z resztą pegazy przywiązują się do swoich właścicieli...
- Ale ja nie jestem jego właścicielką!
- Złapałaś go, więc można powiedzieć, że stał się twoją własnością - powiedziała z uśmiechem - Oj! No nie rób takiej miny, razem wyglądacie świetnie!
- No pięknie! Wkopałam się w coś, czego najbardziej chciałam uniknąć.
W głębi duszy byłam nawet zadowolona, prawie cała niechęć do zwierzęcia ze mnie zniknęła. Ale dalej wydawało mi się, że nie będę trafioną właścicielką.
- No dobra, lećcie już i trochę ze sobą porozmawiajcie - powiedziała Atena po czym odeszła.
Porozmawiajcie? To on umie mówić? Ruszyłam w stronę swojej watahy, ale najpierw oswobodziłam konia z niby-uwięzi.
~Może tak byś nadała mi imię? - usłyszałam w myślach głos idącego za mną pegaza.
- Czyli jedna umiesz mówić... - mruknęłam - Skoro tak, to dlaczego nie odzywałeś się wcześniej?
~Z góry założyłaś, że nie umiem, to dlaczego miałem się odzywać?
- Eh... No tak... 'Mądrość mówienia'...
~To co z tym imieniem?
- No tak imię... yyyy... Moonlight Shadow?
~Za długie.
- Scary Night?
~Jestem ogierem.
-Night Flower?
~Już mówiłem...
- Fallen Angel?
~Jak było to pierwsze?
-Fallen.
~O! Może być.
- A może tak powiesz jak się nazywasz, a nie będziesz urządzał zgadywanki?
~Jestem Arastus - przedstawił się dumnie.
- Arastus. Świetnie. I tak ma zostać.
~Jak sobie życzysz.
- Super. Teraz zasady. Mieszkasz na dworze. Do tej pory radziłeś sobie bez stajni to i teraz sobie poradzisz. Przylatujesz na każde moje zawołanie i robisz co ci każę. Latamy i jeździmy bez siodła i ogłowia. Niepotrzebny sprzęt, a i tak się słuchasz. Nikt, ale to nikt poza mną nie ma prawa cię dotykać. Najlepiej jakbyś pozostał taki narowisty. Ja sobie poradzę, a poza tym to nadaje ci świetny charakterek.
~Ależ nie mógłbym inaczej.
- To świetnie. A teraz zmykaj, jak coś cię zawołam.
Pegaz odleciał, a ja poszłam na Polanę Wspólnych Snów. Widziałam, ze schodziły sie tam wilki, więc i ja poszłam. Trwało losowanie do wielkiej bitwy na śnieżki. Uuuwielbiam śnieżki! Trafiłam do drużyny Nemezis i Rapix (kimkolwiek była). Jakoś mnie to zbytnio nie zmartwiło, ponieważ nasza twierdza miała powstać na naszym terenie. I tutaj mamy ułatwione zadanie. Postanowiłam, ze jeden jedyny raz w życiu dla kogoś się poświęcę i zostanę ratownikiem. Ale czy będę ratować wilki, to nie wiem... Może by tak wysyłać po nie cienie?
Proponowałam, byśmy osiedlili się w Grotach Mrocznych Pragnień, ale dowódcy wybrali na kwaterę główną Wyspę Mroku. Ruszyliśmy tam i w mgnieniu oka postawiliśmy wspaniałą fortecę pełną pułapek. Nemezis skonstruowała takie, by nikt poza nami nie mógł tam wejść. Najwyraźniej jest duuużo mądrzejsza niż myślałam. A i tak uważałam ją za inteligentną. Teraz na pewno nikt nas nie pokona!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz