Wracałam ze spotkania z Dianą. Przyglądałyśmy się aniołom beztrosko
rozprawiającym gdzieś w chaszczach. W drodze powrotnej wpadł na mnie
Kondrakar. Jest strasznie roztrzepany. Gdy odchodził zaśmiałam się z
niego, lecz nie wrednie tylko bardziej odruchowo. Z nudów powędrowałam
do lasu mrocznych wizji. Na skraju dostrzegłam sylwetkę pięknego
uskrzydlonego konia. Był w trakcie majestatycznego galopu.
Stałam całkiem unieruchomiona. Był piękny, choć nie świetlisty i
przepełniony dobrocią i ciepłem. Ostrożnie zbliżałam się do rumaka
szepcząc zaklęcia oswajające. Zimny wiatr zawiał mi prosto w twarz.
Przemknęłam oczy. Moje czarne włosy owiły twarz a usta zaschły. Koń
machną skrzydłami i staną na tylnych kopytach wymachując mi przednimi
przed nosem. Uśmiechnęłam się z zachwytu i położyłam rękę na jego
grzywie. On z gracją rzucił łbem w bok sugerując, abym go dosiadła.
Podciągnęłam się na rękach. Z lasu dobiegł gardłowy ryk. Nie był wstanie
wydać go z siebie żaden wilk czy nawet potężny smok. Lekko pogoniłam
pegaza, a ten momentalnie wzbił się w powietrze. Uciekł. W lesie czaiły się
różne stwory ale ta poczwara to była już przesada... Siedziała zgarbiona
i co gorsza UŚMIECHNIĘTA nad martwym ciałem jakiegoś niegdyś na pewno
niezwykłego stworzenia.
Zimnym spojrzeniem obadałam potwora, po czym przybrałam postać wilka.
Już miałam zatopić kły w cielsku tego...gluta, gdy on zamachną się łapą i
powalił mnie na ziemie. Jak przez mgłę zobaczyłam mojego konia
panikującego nade mną i... Wanney'a wybiegającego zza drzewa ledwo
hamującego przed potworem. Spojrzał na mnie szklistym wzrokiem.
Musiałam wyglądać strasznie... Rozharatany brzuch, krwawiące rany...
Jego futro zalśniło w blasku księżyca. Zrobiło mi się ciepło a to nie
było normalne bo mam żywioł mrozu... Zamknęłam oczy i straciłam
przytomność. Obudziłam się w jaskini. Nade mną stał Wanney, Kondro i Di.
-C...co się stało?-Wykrztusiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz