czwartek, 4 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) od Margo

Rano o świcie obudziło mnie rżenie Raxtusa mojego ogiera, którego poznałam na progu lasu mrocznych wizji. Czułam się już lepiej po feralnym spotkaniu z bestią.Wybiegłam z legowiska. Koń szyję miał spętaną łańcuchem i miotał się jeszcze bardziej pogarszając swoją sytuację. Patrzał na mnie przerażonym wzrokiem. Przy pasie miałam przypięty nóż. Wyciągnęłam go ze świstem i podbiegłam do przerażonego zwierzęcia.
-Co się dzieję?!-Spytałam z błyskiem w oku widząc, że jak dotykam łańcucha, on coraz bardziej się zaciska. Spanikowałam z łzami w oczach.
~Margo, dla mnie już nie ma ratunku~ Zadźwięczał mi w uszach jego melodyczny głos. Oczy miał szkliste, jakby nie obecne. Jego piękne futro lśniło od kropli potu spływających po ciele. Napiął mięśnie aby się uwolnić, ale na próżno... Łańcuch coraz bardziej go oplątywał... Ja szarpałam rozpaczliwie patrząc jak ginie mój ukochany towarzysz. Słyszałam jak trzaskają kości. On jeszcze raz zarżał przeraźliwie, po czym resztką sił wyszeptał mi w myślach:
~Dziękuję ci...za wszystko...
-Nie możesz mnie opuścić!!! Słyszysz?! Nie zostawiaj mnie!!!-Krzyczałam jak opętana a wrzące łzy ściekały mi po policzkach. Mój kochany rumak mrugną raz a na jego majestatycznym łbie namalował się żal, cierpienie. Odetchną ciężko, jakby każdy oddech sprawiał mu ból. W końcu...Przestał oddychać...Zrozpaczona jak n i g d y w życiu położyłam się na jego martwym ciele szlochając rozpaczliwie. Nie dawał żadnego znaku życia. Nie oddychał, nie ruszał się. Cała się trzęsłam, przez słone łzy nie widziałam nic na oczy. Nie miałam siły się ruszać, zdawało mi się, że już nie mam po co żyć... On już raz uratował mi życie, a ja jak się mu odwdzięczyłam?! Pozwoliłam mu zginąć... Łańcuch na jego delikatnej szyi przestał się wić i zastygł w bezruchu. Wzięłam wielki kamień i próbowałam oswobodzić zwierzę, ale nic z tego. Nigdy sobie tego nie wybaczę.... Nadal nie umiałam opanować drgawek i strumieni łez. Rozbryzgiwały się na umęczonym ciele pegaza. Oczy miał zamknięte, pełne łez. Nie umiałam przełknąć uczucia bólu i tęsknoty. Położyłam głowę na jego gładkiej, zimnej grzywie i zamknęłam oczy. Cisza. Prawie zasypiałam gdy coś odrzuciło mnie z niesamowitą siłą. Wstałam przerażona. Łańcuch zaczął drgać, po czym rozerwała go na strzępy jakaś... wielka siłą, moc. Z pod żelaznej osłony wyłonił się... Mój Raxtus. Radość i zdziwienie wzięły nade mną górę.

                         http://republika.pl/blog_xh_4208003/6131183/tr/887ebd5fdd291012be13dae4423d2bdb_14_19_0.jpg

-Raxtus! Ty żyjesz!-Powiedziałam w końcu po chwili oszołomienia-Ale jak?!
~Ja sam nie wiem, ale mimo wszystko się cieszę-Podszedł do mnie trochę chwiejnym krokiem i wtulił się we mnie przymykając oczy. Cicho chrząkną. Cieszyłam się jak głupia... Napędził mi takiego stracha!
-Jak to się właściwie stało?-Spytałam gładząc go po grzbiecie. Zarżał i poszedł w stronę jakiegoś wielkiego, ledwo stojącego drzewa. Spojrzał w górę i machną łbem w bok odrzucając kosmyk grzywy spadający mu na oczy.
~Na górze coś siedzi, coś co mnie nie toleruje~Wywnioskował
-Przecież ty już umarłeś...i....znowu żyjesz...-Skrzywiłam się
~No tak...ale ty mnie ożywiłaś...-Był trochę zdezorientowany
-Ja?!-Wytrzeszczyłam oczy-Jak?!
~Duchem stałem obok ciebie jak płakałaś. Pamiętam, jak krzyczałaś coś i zaklinałaś jak byłem już nie obecny ciałem. W tedy mnie wezwałaś...no i jestem teraz na każde twe zawołanie-Pokłonił się mi. Byłam zdruzgotana. To przyjaciel, a nie...sługa... Super... Najpierw smok, teraz pegaz...
~Do usług, przywołałaś mnie do misji mojego życia, którą muszę wypełnić, po czym odejdę. Pegazy giną albo z braku takiej misji, albo po prostu zostają zabite...-Zwiesił łeb-Ty mnie uchroniłaś przed śmiercią- Spojrzał na mnie promiennym wzrokiem. Stałam z osłupienia. Zdawałam sobie sprawę z natury pegazów, ale jakoś w trakcie tego zdarzenia w ogóle o tym nie pomyślałam...
-Wystarczy, że będziesz mi wierny i nie opuścisz w potrzebie-Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu na szyję. Wsiadłam na niego i razem polecieliśmy poszukać jakiś przydatnych roślin. Jeszcze nigdy jednego ranka nie przeżyłam tylu emocji na raz...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz