Już dawno nie miałem wolnego czasu dla siebie. I szczeże.? Nie
mam pojęcia co ze sobą zrobić. Od kilku godzin szwędam się po terenach mojej watahy,
ale ile można.? Wszystkich gdzieś wywiało. Nie ma nawet do kogo pyska otworzyć.
Ech. No to może pójdę po szczeniaki.? Przydałoby im się spędzić trochę czasu z ojcem.
Zmieniłem się w kruka i poleciałem w stronę Watahy Ziemi. Wylądowałem w jaskini
Belli. Szybko zmieniłem postać na wilczą i podszedłem do maluchów.
- Taaatuuuś.! – Krzyknęły i rzuciły się na mnie.
Zaśmiałem się i zacząłem się z nimi bawić.
- Bello, zabiorę je teraz do siebie. Dam Ci trochę odpocząć.
– Uśmiechnąłem się cierpko.
- Jasne. – Uśmiechnęła się. – Jak się zmęczysz to
przyprowadź je z powrotem. – Puściła mi oczko.
Pokiwałem tylko głową i wrzuciłem sobie maluchy na plecy. Umościły
się pomiędzy moimi skrzydłami. Podleciałem w powietrze i poleciałem w stronę
moich jaskiń. Kiedy wylądowałem młode wilczki zeskoczyły na ziemię i zaczęły
chichotać.
Patrzyłem tak na nie przez godzinę kiedy poczułem tępy ból w
żebrach. Zmarszczyłem brwi. To nie moje odczucia lecz Nem. Moje oczy zaszły
strachem.
~ Nem.! Gdzie ty do cholery jesteś.? ~ Wysłałem jej mentalną
wiadomość.
Nie doczekałem się odpowiedzi. W akcie desperacji przejąłem
większość bólu na siebie.
Ja wytrzymam. To nie problem.
~ Trzymaj się. Masz wrócić cała.! ~ Przy ostatnim zdaniu
zaśmiałem się. Lecz nie długo bo ból w żebrach trochę to uniemożliwiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz