Mój pegaz wątpił w moją poczytalność... Czy to nie lekka przesada, przecież nic mi nie będzie? Chyba. Mimo swoich wątpliwości mój Pegaz zawiózł mnie na to urwisko na terenach ziemi, a ja przygotowałam się pod względem ekwipunku.
~Dlaczego to robisz?~ Zapytał się mnie.
~Potrzebuję dawki adrenaliny, emocje innych bardzo na mnie wpływają i przez niektóre wydarzenia nawet jeśli mnie tam nie ma, mogą sprawić, że oszaleję. To nie tak, że ja wyczuwam ból, ja czuję ten ból, tak jak gdyby był mój i to j a cierpiała~ odparłam w myślach do Pegasusa.
~Och~ zmartwił się.~ Chcesz zapomnieć o tym wszystkim chociaż na chwilę, tak? Przytłumić ich uczucia własnymi.
~Właśnie~ odpowiedziałam.~ Bystry jesteś.~
~Ja~ starł się skromnie zachować.~ Ja bystry?
Potem błysneły iskierki w jego oczach i oznajmił w myślach z dumą:
~Oczywiście, że tak!~
Zaśmiałam się.
~Nie rozumiem ciebie~ odparł.~ Dlaczego się śmiejesz? Przecież cierpisz!~
-A wcale tak nie wyglądam, prawda?- Wciąż się uśmiechałam.- Nie warto zawracać innym głowę swoimi problemami, mają własne.
Spojrzał na mnie dziwnie:
~Nie rozumiem, nie możesz się podzielić swoim problemem z innymi?!~
-Kiedyś próbowałam- uśmiechnęłam się z niemal niewidzialną nutką goryczy.- Ale nie mam ochoty o tym wspominać.
Zawiązałam linę i rzuciłam się w przepaść, pozwoliłam dać się przeczuciu adrenaliny, oraz krzyknęłam do Pegasusa:
-,,Znasz osobę która zawsze jest wesoła? Ciągle się śmieje. Wiesz ze ona najbardziej cierpi? Bo ludzie, którzy na co dzień są szczęśliwi, smutek przeżywają w środku. Boli ich to o wiele, wiele bardziej*."
Lina się naprężyła, a ja zaczęłam wyhamowywać, usłyszałam dziwny dźwięk i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że pode mną jest ponad 50 kilometrowa przepaść. Mój pegaz rzucił się ku mi, jednak nie miał szansy zdążyć i dobrze o tym wiedział. Ja spadałam coraz szybciej, aż w końcu poczułam ostry gwałtowny ból i zdałam sobie sprawę, że leżę.
-Umarłam?- Zapytałam z trudem czując ból połamanych żeber.- Jeśli tak to dlaczego t tak boli.
Kiedy ból stał się na tyle słaby, że byłam zdolna myśleć, spróbowałam się podnieść, jednak mi się nie udało. Sprawdziłam stan moich kości. O ile się nie mylę, to mam połamane kilka żeber, prawą rękę i obie nogi, niezbyt przyjemny upadek. Do tego w boku sterczy mi ogromny kolec ze skały, taki około półmetrowy. Powoli traciłam przytomność wykrwawiając się na śmierć. Heh, nie tak wyobrażałam sobie swój koniec. Zawsze chciałam żyć wiecznie, albo polec w mężnej bitwie i zostać wyniesiona pod niebiosa, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że umrę w tak banalny sposób z powodu własnej głupoty. Zresztą zrobiłam na świecie już wiele dobrego, w sumie to by sobie łatwo beze mnie poradzili, mają Nemezis, Rapix czy illuminateda, więc są w dobrych rękach.
Zamknęłam oczy, czekając, aż przeminie ból.
...
...
...
Otworzyłam oczy, byłam w jakieś niebiańskiej sali, a przy mnie stała bogini Atena, która uśmiechnęła się do mnie, mówiąc:
-Nie wiedziałam, że wpadniesz na tak głupi pomysł- zbeształa mnie.- Masz szczęście, że udało ci się podświadomie wysłać sygnał SOS, bo inaczej byś umarła w ciągu 3 minut.
-To dziwne- stwierdziłam.
-Co?- Zapytała mnie bogini.
-Nieważne ile razy jestem krok od śmierci, albo nawet jeśli umarłam to i tak wracam zawsze do życia.
-Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale każda przeciętna osoba na twoim miejscu faktycznie by umarła, ale tutaj w Immortal Volves działają większe siły niż boskie i was wspierają.
-Mama i tata- stwierdziłam.- Matka i ojciec, stwórcy. Może i nam się nie pokazują, ale mam czasami takie wrażenia, że nas obserwują i drobnie manipulują los, aby nam pomóc od czasu do czasu.
-Może i tak- stwierdziłam bogini.- Ale powinnaś na razie wracać do reszty swojej Watahy nim zauważą twoje zniknięcie.
*,,Znasz osobę która zawsze jest wesoła? Ciągle się śmieje. Wiesz ze ona
najbardziej cierpi? Bo ludzie, którzy na co dzień są szczęśliwi, smutek
przeżywają w środku. Boli ich to o wiele, wiele bardziej*."- Ten cytat został zaczerpnięty od Nemezis :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz