wtorek, 16 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) od Diany

Bitwa na śnieżki została zawieszona z powodu zachowania Nemezis. Nie rozumiem, czego oni się czepiają? Przecież zachowywała się jak każdy normalny wilk mroku. Moja wataha na takich prześladowaniach nie skończyła za dobrze. Tą pewnie niedługo czeka taki sam los. Uh.. trzeba będzie się ewakuować. Rozmyślając tak szłam sobie spacerkiem przez las, gdy nagle zobaczyłam zakrwawioną i rozpaczającą Rapix. ‘Oho i mamy pierwszą ofiarę’ pomyślałam i podeszłam nieco bliżej od innej strony. I zobaczyłam cos, czego nie chciałabym zobaczyć. To nie była krew Rapix. To była krew.. nie. Nie! To nie mieściło mi się w głowie. Nie przejdzie mi to nawet przez myśli. To była krew Nemezis. 'Zamordowała ją' pomyślałam i aż zagotowało się we mnie. Wadera odwróciła się do mnie. Wnioskując po spojrzeniu to nie mogła być ona. Z resztą to Rapix, bałaby się. Wokół bezwładnego ciała mojej alfy stworzyło się zbiorowisko różnego rodzaju duchów, demonów i takich tam innych. Jeden z nich spojrzał na mnie, a po jego kamiennej twarzy popłynęła łza. Nie wiem czy Rapix zdawała sobie sprawę z ich obecności, ale orszak pożegnalny Nemezis był całkiem pokaźny.
-Co się stało ?! - wrzasnęłam na całe gardło, co dało upust moim emocjom
-Ne... Nem ... nie żyje.-wybełkotała i dodała łkając - Biegnij po resztę błagam.
Odeszłam cicho. Nie chciało mi sie biec. Na szczęście Arastus to wyczuł i błyskawicznie się zjawił.
~Nie sądziłem, że kiedykolwiek sie do kogoś przywiążesz.
-Zamknij się! - warknęłam i skarciłam go załzawionym spojrzeniem.
Pegaz spuścił głowę i czekał aż go dosiądę.
Chwilę potem galopowałam na jego grzbiecie w stronę swojej watahy. Miałam nadzieję, że wiatr wysuszy mi łzy, inaczej jak ktoś by mnie zobaczył w takim stanie... Pierwszą zobaczyłam Margo doskonale bawiącą się z Wanneyem. Zszokowało ich moje nagłe pojawienie się i mój wygląd.
- Margo... - słowa z trudem przechodziły mi przez krtań - mamy problem... nie mamy alfy. Zbierz wszystkich i zaprowadź na Polanę Wspólnym Snów.
Kiwnęła głową. Nie pytała. Zrozumiała. Wanney chciał coś powiedzieć, a błyskawiczne trąciła go łokciem aż jęknął z bólu. Nie czekałam aż odejdą, ale poleciałam do następnej watahy.
- Wszyscy na Polanę Wspólnych Snów! Natychmiast! Nemezis... nie żyje... - krzyknęłam do Ateny już z mniejszym trudem i nie czekając na reakcję pogalopowałam dalej.
Krążąc po rozległych terenach skrzyknęłam wszystkie wilki z Immortal Volves. Wszyscy z żalem i goryczą żegnali Nemezis, ja także nie szczędziłam łez. Ale wilk mroku ot tak nie umiera. Rzadko kiedy wilki oddają się bezwładnie w moce swoich żywiołów. Coś się za tym kryło. Szanse na jej prawdziwą śmierć, a niezły plan są równe. Ot 50;50. Na razie musiałam jakoś zażegnać rozpacz. Poszłam poszukać Margo, Kondra albo Wanneya. Na tych trzech wilkach mogłam się spokojnie wyżywać do woli. Kondro jest śmieszny jak się złości, Margo mnie rozumie, a Wanneyowi możesz powiedzieć co chcesz i zrobić co chcesz, a on i tak nie zauważy. Inni określiliby ich mianem przyjaciół. Jednak takiego wyrazu nie ma w moim słowniku.
Równie szybko co przedtem wpadłam na Margo i Wanneya, znowu razem. Siedzieli pod jakimś szklanym schronieniem. No cóż. Rozpędzę się i wbiję na imprezkę.
-Mogę się wpychnać, na tą imprezkę?- rzuciłam od progu chlapiąc na nich błotem. Ach! Takie już są uboczne skutki hamowania! Zabawne!
-A....no...tak....-Wanney od razu zareagował, a Margo odsunęła się owijając się w ubrania. Podeszłam do niej nie mogąc zapomnieć ich min, kiedy zobaczyli błoto.
-No nieźle...- szepnęłam - Ty sobie tutaj balangi beze mnie urządzasz?
-Dzięki- odparła niezadowolona - Nie no ale w ogóle fajnie, że wpadłaś...
-Oj, nie przesadzaj...
Usiadłam ciężko na ziemi obok niej.
-Dobra, dobra nie musisz przepraszać- mruknęła pod nosem. Jak my się doskonale rozumiemy! Prawie bez słów!
-To może ja pójdę po coś do żarcia a wy tutaj sobie pogadacie- stwierdził Wanney uśmiechając się uroczo (obleśnie uroczo) do Marg i zamieniając się w wilka popędził do lasu. Pogadałyśmy sobie chwilkę, już miałam jej mówić o Arastusie, kiedy nagle do środka wpadł Wanney z wybałuszonymi oczami.
-Szybko do lasu!!!- wrzasnął bez opanowania.
-Ale c....
-Szybko!!!- popatrzyłam na niego jak na wariata (a co najmniej histeryka), a potem wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia z Margo.
-Wanney uspokój się i powiedz co się stało!- warknęła wadera z udawanym spokojem.
- Szybko!!!
- CO SIĘ...
- Daj spokój Margo, lepiej chodź, będzie szybciej - powiedziałam przewracając oczami.
Poszliśmy. W środku lasu jak gdyby nigdy nic stała sobie Nemezis. Ale nie zwykła Nemezis. Duch Nemezis. Wanney wiercił się z zapałem godnym paranoika i szeptał coś pod nosem (coś co przypominało modlitwę), a Margo zakryła usta. Dla mnie tego typu widoki były czymś normalnym, więc tylko zastanawiałam się, co nam chciała przekazać. A może to nie na nas czekała? Nagle ruszyła ku nam. Gdy była na wyciągnięcie ręki szepnęła:
- Ja wrócę... - po czym się rozpłynęła.
Zastanawiałam się nad znaczeniem tych słów. Przyszła tylko po to, by powiedzieć dwa proste wyrazy? Niemożliwe. W tym czasie pozostali doszli do siebie.
- Zrozumieliście co mówiła? - spytała Margo
- Taaak....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz