- Wera? Co tu robisz? Śledziłaś mnie?- wypytywał
Stanęła w świetle księżyca zobaczyłem jej zapłakane oczy...
Patrzyła na mnie, zły spływały jej jak mały wodospad po puszczku
- Co się stało? Czemu płaczesz Wero?- zadałem znów pytanie
- Nic nie mów...pokochałam cię, ale widzę ,że jesteś szczęśliwy z Bellą
nie chcę psuć ci szczęścia...- odpowiedziała już z niezbyt zadowoloną
miną lecz łzy ciągle jej leciały z oczu...
Odbiegła w prędkości światła. Potem już w nocy nie dałem rady spać ale
musiałem zasnąć.Serce waliło mi jak młot.Wera płakała przeze mnie a ja
tego nie chciałem. Rano obudziłem się pierwszy a potem Bella.
-Dzień dobry.-uśmiechnąłem się.-Zaraz ruszamy w drogę, masz ochotę coś zjeść?
- Nie ma czasu na specjalne śniadanie, złapiemy coś po drodze. Znam fajne miejsce. To kto prowadzi?- zażartowała
-Hym...może ty, jesteś lepiej zapoznana.
- To chodź- powiedziała i pociągnęła mnie za łapę
Szliśmy przez Jasną Polanę. Skakaliśmy przez wysokie zarośla. Wadera
zaczaiła się przy krzakach. Pociągnęła mnie za sobą i wskazała łapą
wielkiego jelenia.
- To nasze śniadanie- powiedziała i skoczyła na zwierzę
-Patrz uważaj tylko.-zaśmiałem się. Bella skakała i rzucała sie na
cztero-kopytne zwierze.Podbiegłem i rzuciłem się na jelenia, powalając
go na ziemię.
- Łapanie zwierząt to dla mnie pestka. Nawet tych latających. Zawsze
udaje mi się złapać to zwierze, które chcę. Tego ostatniego ptaka nie
złapałam przez ciebie.- odpowiedziała Bella i po chwili zniknęła za
drzewem
-Tak wiem, wtedy był nasz pierwszy wypadek no i...wtedy cię poznałem.-podchodziłem powoli do drzewa
- Właśnie- powiedziała Bella i wskoczyła na drzewo
-Czemu ode mnie uciekasz? -zaśmiałem się i popatrzyłem na waderę wspinającą sie ku słońcu.
- Nie uciekam- powiedziała robiąc minę niewiniątka
-Oczywiście...no powiedz.-zacząłem skakać.
- Chodź na górę- zachęcała Bella
-Już wskakuję.-promienie słońca ogrzewały masz futra, spojrzałem na
Bellę ale cały czas myślałem o Werze.- Teraz mi powiesz.-wbiłem pazury w
drzewo.
- Spójrz na dół. Lubię ten widok- Bella rozglądnęła się rozmarzonym wzrokiem
-Jest tu ślicznie i tak wysoko.-rozejrzałem się dookoła.- Ale na pewno oto chodzi? Wszystko w porządku?
- Tak, po prostu w lesie zawsze zachowuję się jak dziecko. I to
dosłownie. Patrz- powiedziała i przeskoczyła na drugie drzewo- to takie
super
-Poczekaj, bo zaraz się zwalę.- wysuwałem po jednej łapie.-Zaraz się
zwa....le.- padłem na ziemie grzbietem do góry.- Jałć.- jąknąłem ze
śmiechem i dmuchną w grzywkę.
- Ojć- powiedziała Bella i zwinnie zeskoczyła z drzewa- coś ci się stało?
-Nie, tylko łep mnie boli no i...trochę grzbiet.-przewróciłem się na brzuch.
- Pokaż- powiedziała Bella z troską- I wybacz
-Wybacz? Za co?- spojrzałem kontem oka na waderę.
-Że cię nakłoniłam do chodzenia po drzewach- odpowiedziała
-To było świetne, musimy to powtórzyć. Nie martw się.- dotknąłem łapą jej policzka.
- Dasz radę chodzić?- zapytała
-Oczywiście, nie tak szybko jak wcześniej ale dam rade. Do jutra się wyliżę.
- To chodźmy- powiedziała wadera i ruszyła. Szła bardzo wolno- pójdziemy najkrótszą drogą
-Nie, chodźmy normalną. Nie chce mi się aż tak szybko wracać.
- Nie wrócimy aż tak szybko, a idąc tą, którą chciałam pójść musiałbyś wyleźć na drzewo.- wyjaśniła Bella
-Znowu drzewa...ok no okay ale wrócimy tu jeszcze kiedyś we dwoje prawda?- uśmiechnąłem się.
- Jeśli będziesz chciał- powiedziała Bella - ja las kocham więc żadna siła mnie nie powstrzyma przed powrotem
-Ja też, zwłaszcza mroczne i słoneczne miejsca. Dwa przeciwieństwa ale...taki jestem. Pamiętasz tego konia z wczoraj?- zapytałem
- Pamiętam, przecież idzie za nami- odpowiedziała Bella
-Że co?- zapytał zdziwiony i odwrócił pysk.-Od kiedy? Nie zauważyłem go.
Jeśli zależy nam na szybkim powrocie to jeśli da się dosiąść to możemy
polecieć na nim do watahy.
- Ale nam nie zależy na szybkim powrocie i pegaz ma chorą łapę
-Myślałem że się śpieszymy...ah tak, zapomniałem... przepraszam.- odwróciłem się i zerknął na pegaza
- Już dochodzimy. Tam jest polana- wskazała Bella na miejsce gdzie między drzewami było już widać fragment polany
-No, wróciliśmy. A co teraz będziemy robić?- zapytałem
- Ja idę na polane, a Ty wróć z pegazem do bazy, zajmij się jego nogą a
potem możesz do nas dołączyć- Bella wyjaśniła, liznęła mnie i pobiegła w
kierunku polany.Szedłem już do bazy.W środku zająłem się koniem. Gorzej
tylko że nie wiedziałem jakie dać mu imię.
-Hym...jak cię tu nazwać?-pomyślałem.-Może Black? Pasuje do takiego czarnego konia.
Powoli wychodziłem zza krzaków. Koń został i odpoczywał. Wybiegłem na
polanę. Z oddali zobaczyłem Were...i Kandrakara. Podbiegłem do Wery po
cichu.
-Hej,ciii.-szepnąłem i powoli obudziłem waderę.
-Co chcesz?-warknęła smutna.
-Chcę pogadać, idziesz?-zapytałem.
-Okay.-szła za mną.
-Posłuchaj, nie wiem za co wczoraj się rozpłakałaś. Między mną a Bellą do niczego nie doszło...-nie dokończyłem.
-Ona powiedziała że cie lubi a może i coś więcej!-warknęła ze łzą w oku.
-Tak ale nic innego nie mówiła i...sam nie wiem. Do niczego nie doszło. Nie
jesteśmy razem ty wczoraj wpadłaś
i...powiedziałaś...nieważne.-spuściłem pysk.-Pamiętasz jak kiedyś spałaś
przy mnie ?
-No pamiętam a o co ci teraz chodzi?-popatrzyła zdziwiona.
-No to jak wtedy do mnie tak szybko wbiegłaś to ja nie spałem. Jak
wychodziłam to mnie obudziłaś ale ja udawałem że śpię. Martwiłem się i
poszedłem za tobą no i widziałem jak całujesz się z Kandrakarem. Uwierz mi
jesteś śliczną i cudowną wilczycą, wiesz....może to nie moja sprawa ale
chciałabym żebyś mi odpowiedziała na jedno pytanie: Czy ty i Kandro
jesteście razem?-wpatrywałem się w ziemie, machając łapą po piachu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz